Grecja

Planowanie, komentarze, opisy, dyskusja.
Wiadomość
Autor
Sarna
Dzień dobry jestem tu nowy.
Posty: 18
Rejestracja: wt paź 25, 2011 4:50 pm
Lokalizacja: pod Wawą

Grecja

#1 Post autor: Sarna »

Się zdecydowałem-
27.04 do 12.05-jak w temacie,po drodze trochę się pokręcę.Szukam towarzystwa,jako że na teraz jestem sam.

Konrad
Zapalony motocyklista
Posty: 1254
Rejestracja: śr mar 07, 2007 11:58 am
Lokalizacja: paryż

#2 Post autor: Konrad »

Kask będziesz miał, ale jakaś pałę to bym wziął do tych kozich synów.......

Sarna
Dzień dobry jestem tu nowy.
Posty: 18
Rejestracja: wt paź 25, 2011 4:50 pm
Lokalizacja: pod Wawą

#3 Post autor: Sarna »

jak byłem mały nosiłem długie włosy,i miłość do ludzi pozostała-przemoc nie w moim stylu,chyba ,że zdemolować ,spalić ....

werholt
Uczy się jeździć
Posty: 57
Rejestracja: pt gru 23, 2011 2:22 pm
Lokalizacja: Kielce

#4 Post autor: werholt »

Trasę masz już "obcykaną"..? Mógłbym ci trochę potowarzyszyć . Muszę Banja Luke odwiedzić , wiec kawałek bym z tobą poleciał ..

Sarna
Dzień dobry jestem tu nowy.
Posty: 18
Rejestracja: wt paź 25, 2011 4:50 pm
Lokalizacja: pod Wawą

#5 Post autor: Sarna »

werholt pisze:Trasę masz już "obcykaną"..? Mógłbym ci trochę potowarzyszyć . Muszę Banja Luke odwiedzić , wiec kawałek bym z tobą poleciał ..
No to fajno.Będzie mi b.miło.
Jasne ,trasa zaplanowana jak wszystkie moje przejazdy :shock: ze szczególami-wyruszam ,jadę na Peloponez,byle nie głównymi drogami (ale to nie ma być off),potem wracam.MAm 15 dni-6 dni w jedną,2-3 w Grecji,6 dni powrót.Gdzie będę po drodze-nie wiem,ale prosto jeździć nie lubię.

werholt
Uczy się jeździć
Posty: 57
Rejestracja: pt gru 23, 2011 2:22 pm
Lokalizacja: Kielce

#6 Post autor: werholt »

Aha .. wszystko jasne . Też tak planuje "szczegółowo ". Wiem ,że mam wyjechać ale nie zawsze wiem dokąd .Pewno się gdzieś spotkamy na jakimś zlocie to dogadamy sprawę .

Sarna
Dzień dobry jestem tu nowy.
Posty: 18
Rejestracja: wt paź 25, 2011 4:50 pm
Lokalizacja: pod Wawą

#7 Post autor: Sarna »

Zrealizowane
27.04.2012
Spotkaliśmy się u Maćka w domu około godziny ósme j. Tego dnia mieliśmy dojechać do Bratysławy . Wszystko było przygotowane , ale mój kolega jak zawsze miał jeszcze czas na kawkę , prysznic i dopakowanie .Gdy już chcieliśmy wrzucić bagaż na jego moto , okazało się , że brakuje jednej ważnej rzeczy-powietrza w tylnym kole. I tak do południa zajęliśmy się poszukiwaniem dętki do KTM-a , co okazało się być nie lada wyzwaniem .W związku z tymi problemami dotarliśmy na miejsce około 20-ej, już bez większych sensacji-nie licząc mojego zwyczajowego błądzenia, gdy na chwilę zostałem sam .
28.04.2012
Wyruszyliśmy około 9-ej.Bez problemów przebiliśmy się do Austrii , ciągle autobahną polecieliśmy przez Słowenię do Chorwacji. Zaczęły się ciekawe okolice , drogi zaczęły zakręcać , góry wypiętrzać . Wieczorem rozbijaliśmy namiot na przepięknym campingu niedaleko Plitvickich Jezior , w towarzystwie olbrzymiej rzeszy turystów włoskich .
29.04.2012
Po marnym śniadanku podjechaliśmy zobaczyć jeziora .Są piękne, czyste i potwornie zatłoczone- powoduje to bardzo równomierne rozłożenie czasu turysty-po godzinie stania w kolejce po bilet, można obejrzeć to miejsce w podobnym czasie. Szkoda , że tyle trzeba chodzić , ale piękna okolica to rekompensuje. Oczywiście można tam spędzić cały dzień , ale za dużo na nóżkach to niezdrowo .
Ruszyliśmy dalej .Już teraz ciągnęliśmy równo i mocno , oczywiście w granicach rozsądku .Do Bośni wjechaliśmy w pięknym słonku-cieszyliśmy się z wyboru pory roku-od czerwca nie byłoby ciepło , tylko morderczo gorąco .Przez Bihac, Jajce dotarliśmy do Mostaru gdzie znaleźliśmy sobie pokoik za 20 E-był to adaptowany garaż, ale z prysznicem. Wieczór spędziliśmy na oglądaniu miasta , obżarstwie i opilstwie .Pierwsza karafka wina domowej roboty była okropna , następne coraz lepsze .
30.05.2012
Ruszyliśmy wcześnie. Pojechaliśmy zobaczyć klasyczne cuda Czarnogóry by dojechać gdzieś w okolice Jeziora Szkoderskiego . Droga przez Durmitor , wzdłuż rzeki Tary do Pogoricy powala –nie dość , że piękne widoki, to szybkie , długie łuki, które często są przeplatane ograniczeniami do 40, a nawet 20 km/h- wtedy naprawdę podnóżki potrafią śpiewać po asfalcie . Nie zatrzymując się pognaliśmy w kierunku Jeziora Szkoderskiego , gdzie pod wieczór znaleźliśmy najbardziej ekskluzywny nocleg wyjazdu za 45E od głowy- przestrzeni dużej nie było , tylko łazienka i pokój z pięknym , szerokim łóżkiem . To był udany dzień z przepięknymi drogami i widokami .
1.05.2012
Po śniadanku ruszyliśmy w kierunku gór Albanii-dojazd był niesamowity. Drogą szerokości jednego samochodu jechaliśmy do samej granicy Albanii, mając ciągle w zasięgu wzroku ogrom jeziora Szkoderskiego i ośnieżone szczyty gór wokół niego .Przed granicą Albanii straciliśmy kontakt z asfaltem i myśleliśmy , że tak będzie podczas całej drogi przez ten kraj .I tu spotkała nas niespodzianka-niezbyt szerokie , ale piękne drogi z nową nawierzchnią mieliśmy pod kołami prawie cały czas-trafił się może 30 km odcinek szutru ( tam omijając dziurę o mały włos nie spitoliłem się w dół całkiem głębokiego wąwozu).Polecieliśmy przez Skhoder do Teth -piękną drogą w górach mając ciągle dylemat-jechać te piękne winkle , czy oglądać przepiękne widoki .Dojechaliśmy do miejscowości wypoczynkowej Lezhe , gdzie zatrzymaliśmy się na nocleg na dziko , pod namiotem , przy samej plaży. Plaży , którą tak naprawdę można nazwać śmietnikiem – o czym słyszałem, ale czegoś takiego się nie spodziewałem. Oczywiście nie przeszkodziło to w kąpieli .
2.05.2012
Rano rozstaliśmy się się-Maciek ruszył w autostradowy szybki powrót do Bratysławy. Szkoda-fajnie się z nim śmiga , bo straszny harpagon na winkle .Ja poleciałem dalej .Przez Tiranę-miasto Mercedesa (jak się dowiedziałem później-głównie kradzionego w Grecji), i kręcąc się troszkę po Albanii pojechałem nad Jezioro Ohrid w Macedonii. Tam nocowałem gdzieś w lesie. Po drodze zastałem zaproszony na poczęstunek i jadłem najprostszą i najwspanialszą sałatkę – zwykły szczypior ze śmietaną .Potem było mięcho z grilla , ale to już standard .Pojechałem jeszcze parę km i stwierdziłem , że mam dość, zjechałem w boczną drogę do lasu , rozbiłem namiot i zasnąłem.
3-6.05.2012
Rano po obudzeniu przystąpiłem –zresztą pierwszy raz na tej wyprawie-do przygotowania śniadania samodzielnie . Jakoś wcześniej jadłem i kawowałem w knajpkach przy drodze i nie miałem potrzeby gotować samemu. Z domu zabrałem palnik i nowiutką butlę-poprzedniej była już końcówka. Trzeba uważać co się kupuje-okazało się , że mam butlę do innego sposobu mocowania. Tak więc głodny i bez kawy ruszyłem dalej z zamiarem dotarcia do Grecji .Po drodze spotkałem kilku motocyklistów z Chorwacji , z którymi mimo początkowej małej scysji rozjechaliśmy się w zgodzie .
Wstałem z zamiarem dotarcia do Grecji. Po 12 godzinnym śnie ruszyłem i drogą przez Bitolę dotarłem do Grecji. Obrałem kierunek na Peloponez i przejeżdżając przez małą miejscowość zauważyłem jakąś grecką uroczystość-były śpiewy , charakterystyczna muzyka ludowa i tańce. Zauroczony dźwiękami i rytmicznym tańcem przesiedziałem tam do wieczora. Kiedy ponownie siadłem na moto , zaczęło się ściemniać . Po kilku km zobaczyłem zaparkowane pod budynkiem Varadero . Zatrzymałem się , zapytać gdzie w pobliżu można załapać jakiś nocleg. Kolega niestety mówił po grecku i włosku , ale zadzwonił do brata w Anglii i przy jego pomocy jakoś się dogadaliśmy .Po chwili Kosta (imię mojego nowego kolegi Greka) gdzieś zadzwonił , dał mi telefon i już rozmawiałem po Polsku z Andrzejem. Zostałem zaproszony na kolację i nie mogłem wyjechać od nowo poznanego znajomego przez cztery dni. Andrzej , facet lat 63 okazał się niezłym wariatem- pozytywnym wariatem. Pierwszego dnia zostałem uraczony kolacją , co zresztą weszło do codziennego żelaznego rytuału .Razem pojechaliśmy zobaczyć Katerini , wjechaliśmy po szutrze na Olimp (no nie na sam szczyt , gdzieś na 2200 metrach zrezygnowałem-woda i szuter to niezbyt dobra mieszanka dla Wiadra i moich umiejętności, a wyżej widać było jeszcze masę śniegu), pokazał mi kilka fantastycznych , niezbyt znanych miejsc. Na Peloponez niestety nie dotarłem , ale bawiłem się świetnie . Pojechałem zobaczyć Meteory –niesamowite miejsce odosobnienia mnichów z klasztorami zbudowanymi na niedostępnych skałach . Zabłądziłem (zawsze muszę gdzieś zabłądzić) w wielkiej dolinie między wysokimi górami , gdzie spotkała mnie niewątpliwie emocjonująca rozmowa z miejscowymi w ich języku (jakoś szybko się nauczyłem mówić rękami) , którzy po pytaniu o możliwość wyjechania w kierunku kilku różnie położonych miast zawsze kierowali mnie tą samą drogą-w kierunku , z którego przyjechałem. Potem doszedłem do wniosku , że musieli to być miejscowi górale , dla których cały świat był właśnie tam , bo nigdy ze swojej doliny nie wyjechali . Pojechałem jednak dalej , co okazało się słuszną decyzją . W trakcie tej wycieczki zaczęła się mżawka – niesamowite , jak śliski stał się asfalt .Początkowo chciałem przeczekać , wypaliłem ze 3 fajki i ruszyłem –nic nie pomogło .Do końca opadu , tak z 2 godziny jechałem ciągle jak po lodzie . Ale gdy tylko droga wyschła , znowu mogłem zacząć się bawić i banan wrócił mi na gębę.
Ostatniego dnia Kosta postanowił zrobić mi niespodziankę .Zostałem zaproszony na kolację do Aetomelicy –najwyżej położnej , zamieszkałej wioski w Grecji -1640 mnpm. Zamieszkałej od marca do października – potem śnieg odcina te miejsce od cywilizacji i zostaje tam tylko 2-3 najstarszych górali ,którzy jak mówią ,są zadowoleni z towarzystwa swojego i owieczek ! Do wioski wjechaliśmy około 17-ej ,było 22*C. Gdy kładliśmy się spać ,były 3*C! Co za ludzie tam żyją ! Wszyscy mężczyźni po ukończeniu 18 lat ( podobno ) mają zaliczoną służbę w ichnich Czerwonych Beretach . Powitanie i uścisk ręki nawet 70-cio latków to jak ściskanie skały lub kory konaru dębu . Spędziliśmy wieczór- gdzieś tak do 3-giej- na opowieściach z ich życia i przygodach , które przeżyli tułając się po całej Europie w poszukiwaniu pracy .
6-7.05.2012
Około 10 , po serdecznym pożegnaniu ruszyliśmy w drogę powrotną .Chłopaki chcieli , żebym został jeszcze jeden dzień , ale ja miałem ambitny plan podróży do domu przez Rumunię .Niestety , albo na szczęście , po zjechaniu z gór miałem już tak dosyć zakrętów , że postanowiłem wracać do domu .
Uznałem , że najlepiej będzie pojechać przez Serbię, Węgry i Słowację – tak zresztą radził mi Andrzej twierdząc , że wszędzie będę miał autostradę. Ruszyłem około 17-ej, planując spanie około 22-ej, by rano ponownie ruszyć dalej. Ale się nie udało . Jechałem nocą przez Serbię . To wymagająca droga, która spowodowała taki wzrost adrenaliny , że zapomniałem o śnie .Po drodze , około 3 nad ranem zauważyłem na owiewce szron-ponieważ ubrałem się we wszystkie ocieplacze i przeciw deszczówki już wcześniej , nie poczułem jak zimno się zrobiło .Stwierdziłem , że już czas na kawkę .Zatrzymałem się na stacji i spotkałem dwóch Serbów z dziewczyną na motorach .Mimo że było późno (wcześnie?) ,lekko pijany( na motocyklu-wyobrażacie sobie ?!?!?) brat-serb nie pozwalając mi na żadne tłumaczenie , zaprosił do siebie na ciepły posiłek. Po śniadanku i wzajemnym obdarowaniu ( ja mu ostatnią małpkę wyborowej , on mi paczkę marlboro) ruszyłem dalej , ale najedzony i rozgrzany poczułem senność. Zatrzymałem się na stacji , poprosiłem obsługę o odrobinę uwagi i położyłem się na motocyklu zaraz przy wejściu .Po 30 minutowej drzemce obudziło mnie narastające ciepło, i po malutkim myciu i wielkiej kawie mogłem ruszyć dalej. Po drodze były bramki autostradowe – brudne, brzydkie , ale zawsze z obsługą i opłatą .Tak się przyzwyczaiłem , że gdy na kolejnej (jedynej) nie było obsługi , uznałem , że pewnie jest to odcinek w remoncie , na pewno nie płatny –zwłaszcza , że wszystkie szlabany były podniesione . Jak się okazało , był to jedyny na mojej trasie automatyczny punkt wydawania biletów! Kosztowna pomyłka . Węgry przeleciałem bez przygód w lejącym deszczu , w Słowacji chcieli mi dać mandat za jazdę na stojąco, i o 15 meldowałem żonie swoje przybycie do Bielska-Białej , robiąc 1600 km jednym strzałem w ciągu 22 godzin. Wariactwo ? Nie , idiotyzm!!!
9.05.2012
Ostanie 300 km z Bielska do Warszawy wspominam strasznie .Poprzedni dzień i zrobione wcześniej km , głównie jednak po górach , tak mnie wykończyły , że nie byłem w stanie jechać. Robiłem przerwy co 30-40 minut , tempo jazdy miałem marszowe (czyli 100% zgody z przepisami , czasami nawet wolniej) . Jechałem ponad 10 godzin .

Wyjazd-ponad 7800 km w 12 dni.10- 12 godzin jazdy .Przebieg trasy : Warszawa , Słowacja , Austria , Słowenia , Chorwacja , Bośnia i Hercegowina , Czarnogóra , Albania , Grecja , Macedonia , Serbia , Węgry . Plan był –Peloponez , innych ograniczeń lub ustaleń oprócz kasy i czasu nie miałem . Codziennie jazda . Za krótki wyjazd , żeby przyjrzeć się dokładnie , ale ciągłe przemieszczanie , to to , co lubię w zabawie z motocyklem . Czasami średnia przejazdu odcinka 40 km/h , czasami (ale bardzo krótkio ) 150 km/h . Trasa głównie przez niezbyt uczęszczane miejsca , choć z dróg nie zjeżdżaliśmy .Koszt imprezy-około 5 000 zl, z tego paliwo 2800zl. https://picasaweb.google.com/starasarna ... gtiVsaD1HQ

ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże zagraniczne - planowane”