Jemniom Maroko Ekpedyszyn kwiecień 2012
Jemniom Maroko Ekpedyszyn kwiecień 2012
Jak wiadomo po co mi głowa odpowiadam jem nią i od tego powstała nazwa wyjazdu
Było nas trzech, w każdym z nas inna krew… a właściwie było nas piętnaście osób, dziewięć motocykli enduro, dwa motocykle szosowe i quad....
Po czterodniowej przeprawie przez Europę w końcu dotarliśmy na parking w Maladze, reszta ekipy doleciała na miejsce samolotem. Szybkie wypakowanie motocykli, przepakowanie rzeczy i ruszamy w stronę Algeciras, jednak tego dnia nie było nam dane dostać się do Afryki, sztorm skutecznie uniemożliwił przeprawy promowe. Przymusowe nocowanie w okolicach portu, impreza integracyjna i dopiero następnego dnia udaje nam się wjechać na prom. Po szybkim załatwieniu spraw formalnych odwiedzamy sklep wolnocłowy, w którym każdy z uczestników wyprawy zaopatruje się w 2 litry najlepszego lekarstwa na problemy żołądkowe – whisky w plastiku, od teraz wieziemy na motocyklach 30l tego specyfiku.Docieramy do Tangeru późnym popołudniem i wzdłuż morza kierujemy się w stronę El Jebeha. Nocny przejazd szutrową rozkopaną drogą dostarcza pierwszych emocji, ale i niezapomnianych widoków. Na miejsce docieramy grubo po zmroku, nocujemy w przytulnym hoteliku w El Jebeha a pyszna kolacja złożona z owoców morza rekompensuje pierwsze trudności w podróży. Następnego dnia budzi nas nawoływanie muezina i po szybkim śniadaniu zjedzonym na krawężniku przed hotelem ruszamy wąską, krętą i widokową drogą przez Kassitę, Aknoul w stronę Tazy. Uciekamy przed deszczem, ciężkie burzowe chmury skutecznie zniechęcają nas do noclegu na dziko a dzięki uprzejmości lokalnej władzy znajdujemy miły francuski hotelik w samym sercu Tazy. Spędzamy kolejną noc na integracji przy szklaneczce whisky zbieramy siły na kolejny dzień. Ruszamy w góry Atlas by po pokonania tysięcy zakrętów wjechać na przełęcz 2700 m n.p.m… gdzie czekała na nas niespodzianka…
cdn.......
Było nas trzech, w każdym z nas inna krew… a właściwie było nas piętnaście osób, dziewięć motocykli enduro, dwa motocykle szosowe i quad....
Po czterodniowej przeprawie przez Europę w końcu dotarliśmy na parking w Maladze, reszta ekipy doleciała na miejsce samolotem. Szybkie wypakowanie motocykli, przepakowanie rzeczy i ruszamy w stronę Algeciras, jednak tego dnia nie było nam dane dostać się do Afryki, sztorm skutecznie uniemożliwił przeprawy promowe. Przymusowe nocowanie w okolicach portu, impreza integracyjna i dopiero następnego dnia udaje nam się wjechać na prom. Po szybkim załatwieniu spraw formalnych odwiedzamy sklep wolnocłowy, w którym każdy z uczestników wyprawy zaopatruje się w 2 litry najlepszego lekarstwa na problemy żołądkowe – whisky w plastiku, od teraz wieziemy na motocyklach 30l tego specyfiku.Docieramy do Tangeru późnym popołudniem i wzdłuż morza kierujemy się w stronę El Jebeha. Nocny przejazd szutrową rozkopaną drogą dostarcza pierwszych emocji, ale i niezapomnianych widoków. Na miejsce docieramy grubo po zmroku, nocujemy w przytulnym hoteliku w El Jebeha a pyszna kolacja złożona z owoców morza rekompensuje pierwsze trudności w podróży. Następnego dnia budzi nas nawoływanie muezina i po szybkim śniadaniu zjedzonym na krawężniku przed hotelem ruszamy wąską, krętą i widokową drogą przez Kassitę, Aknoul w stronę Tazy. Uciekamy przed deszczem, ciężkie burzowe chmury skutecznie zniechęcają nas do noclegu na dziko a dzięki uprzejmości lokalnej władzy znajdujemy miły francuski hotelik w samym sercu Tazy. Spędzamy kolejną noc na integracji przy szklaneczce whisky zbieramy siły na kolejny dzień. Ruszamy w góry Atlas by po pokonania tysięcy zakrętów wjechać na przełęcz 2700 m n.p.m… gdzie czekała na nas niespodzianka…
cdn.......
- moto__dawca
- Stały bywalec - trochę wymiata
- Posty: 208
- Rejestracja: czw sty 12, 2012 8:06 pm
- Lokalizacja: śląsk
Jemniom Maroko Ekspedyszyn kwiecień 2012 część druga, zasypana śniegiem
Przełęcz i niespodzianka – śnieg. Pierwsze zaspy wywołują radość i skłaniają do wygłupów jednak im dalej jedziemy tym droga staje się bielsza i coraz mniej przejezdna. W końcu zatrzymuje nas dwumetrowa zaspa śniegu przez którą próbują się przebić spychacze. Pełni optymizmu urządzamy sobie piknik, szacujemy zapasy żywności, wodę odzyskujemy ze śniegu uważając jedynie na ten żółty i planujemy nocleg w pobliskich zabudowaniach. Nasz wyprawowy KaOwiec Safi próbuje dowiedzieć się jak długo potrwa odśnieżanie drogi. Z uzyskanych informacji wynika, że odśnieżenie kilkukilometrowego odcinka potrwa około dwóch godzin. Po tym czasie, zjedzonych konserwach i wypitych szampanach dowiadujemy się że Kowalo-godziny oraz Kowalo-mile obowiązują również w Maroku i nic nie trwa tyle ile było w założeniu. Ponieważ spychacze zakończyły pracę na ten dzień a przepychanie motocykli przez pięciokilometrowy odcinek dwumetrowej zaspy śniegu jest ponad nasze siły zarządzamy odwrót i dzięki temu znów lądujemy w Tazie. Tym razem decydujemy się na nocleg w hotelu tysiącgwiazdkowym, odbijamy z asfaltu w pierwszą polną drogę i rozbijamy obóz na wzgórzu z widokiem na góry.
Kolejnego dnia, zostawiając zaśnieżone góry Atlas za sobą i próbując nadgonić stracony w zaspie czas wyruszamy w sześciuset kilometrową drogę w kierunku Merzougi. Przez Guercif, Missour, piękną, widokową trasą docieramy w późnych popołudniowych godzinach do Erfoud - tu kończy się asfalt. Po całym dniu jazdy zostaje nam do pokonania ostatni odcinek – przez Hamadę, częściowo na azymut, do kultowego Hotelu Panorama. Zmęczenie drogą daje się we znaki, zaliczamy kilka niegroźnych gleb, zostawiamy na pustyni dwa lusterka oraz kierunek ale w końcu, w całkowitych ciemnościach, zmęczeni, docieramy do celu… po to by po kilku godzinach snu wstać, jeszcze w nocy, i wyruszyć na wydmy zobaczyć wschód słońca…
I po kilku godzinach jazdy wpadamy w zupełnie inne klimaty.
Po kilkuset kilometrach drogi i dojechaniu po zmroku do Merzougi, znaleźli się śmiałkowie którzy wstali po ciemku żeby zobaczyć wschód słońca. Czyż Maroko nie jest pięknie zaskakujące? Sami oceńcie!!!
CDN........ niebawem.
Przełęcz i niespodzianka – śnieg. Pierwsze zaspy wywołują radość i skłaniają do wygłupów jednak im dalej jedziemy tym droga staje się bielsza i coraz mniej przejezdna. W końcu zatrzymuje nas dwumetrowa zaspa śniegu przez którą próbują się przebić spychacze. Pełni optymizmu urządzamy sobie piknik, szacujemy zapasy żywności, wodę odzyskujemy ze śniegu uważając jedynie na ten żółty i planujemy nocleg w pobliskich zabudowaniach. Nasz wyprawowy KaOwiec Safi próbuje dowiedzieć się jak długo potrwa odśnieżanie drogi. Z uzyskanych informacji wynika, że odśnieżenie kilkukilometrowego odcinka potrwa około dwóch godzin. Po tym czasie, zjedzonych konserwach i wypitych szampanach dowiadujemy się że Kowalo-godziny oraz Kowalo-mile obowiązują również w Maroku i nic nie trwa tyle ile było w założeniu. Ponieważ spychacze zakończyły pracę na ten dzień a przepychanie motocykli przez pięciokilometrowy odcinek dwumetrowej zaspy śniegu jest ponad nasze siły zarządzamy odwrót i dzięki temu znów lądujemy w Tazie. Tym razem decydujemy się na nocleg w hotelu tysiącgwiazdkowym, odbijamy z asfaltu w pierwszą polną drogę i rozbijamy obóz na wzgórzu z widokiem na góry.
Kolejnego dnia, zostawiając zaśnieżone góry Atlas za sobą i próbując nadgonić stracony w zaspie czas wyruszamy w sześciuset kilometrową drogę w kierunku Merzougi. Przez Guercif, Missour, piękną, widokową trasą docieramy w późnych popołudniowych godzinach do Erfoud - tu kończy się asfalt. Po całym dniu jazdy zostaje nam do pokonania ostatni odcinek – przez Hamadę, częściowo na azymut, do kultowego Hotelu Panorama. Zmęczenie drogą daje się we znaki, zaliczamy kilka niegroźnych gleb, zostawiamy na pustyni dwa lusterka oraz kierunek ale w końcu, w całkowitych ciemnościach, zmęczeni, docieramy do celu… po to by po kilku godzinach snu wstać, jeszcze w nocy, i wyruszyć na wydmy zobaczyć wschód słońca…
I po kilku godzinach jazdy wpadamy w zupełnie inne klimaty.
Po kilkuset kilometrach drogi i dojechaniu po zmroku do Merzougi, znaleźli się śmiałkowie którzy wstali po ciemku żeby zobaczyć wschód słońca. Czyż Maroko nie jest pięknie zaskakujące? Sami oceńcie!!!
CDN........ niebawem.
Jemniom Maroko Ekpedyszyn kwiecień 2012 część trzecia
Kiedy świt minął a upał powoli zaczął dawać się we znaki nasi szaleńcy, pełni wrażeń i emocji powrócili z porannych szaleństw na wydmach. Dzień mijał nam na leniwym, bardziej lub mniej celowym grzebaniu przy motocyklach i naprawianiu powstałych wczoraj usterek. Wspomagani zimną colą czekaliśmy na popołudnie, kiedy to mieliśmy ruszyć z Merzougi w drogę dookoła wydm. Aby wszyscy, także szosowcy, mogli w wycieczce uczestniczyć musieliśmy zrobić małe roszady na motocykle. Niektórzy, wielce niepocieszeni, musieli przesiąść się na miejsce pasażera oddając swój sprzęt w obce ręce. Inni na ten jeden wieczór zmienili motocykl szosowy na enduro.
Trasa była krótka, ale dość wymagająca, po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów w głębokim piachu w końcu, o zachodzie słońca rozbiliśmy obozowisko na wydmach. Nastał wieczór - niektórzy, nadal pełni energii i zapału śmigali po wydmach w czasie gdy inni z powodu braku coli, metodą prób i błędów, próbowali rozrobić ‘rudą’ z Pluszem…
Następnego dnia kontynuując naszą objazdówkę wokół wydm wróciliśmy do Hotelu Panorama. Szybki prysznic, obiad, pakowanie i ruszamy na azymut przez pustynię w kierunku Rissani a następnie Alnif gdzie uzupełniamy zapasy wody, robimy zakupy a następnie odjeżdżając jak najdalej od cywilizacji rozbijamy obóz wśród kamieni, tym razem mamy nocleg jak na księżycu. Wieczór upływa przyjemnie przy pierwszym i jedynym ognisku. Jajecznica ze zdobycznych i przywiezionych na motocyklu jaj smakuje wybornie – zbieramy siły na kolejny dzień, bo ten zapowiada się ciekawie…
Droga MH10 - wąskie szutrowo-kamieniste ścieżki wijące się kilometrami po bezludziach, godziny wspinania się coraz wyżej, setki zapierających dech widoków by w końcu, po pełnym niezapomnianych wrażeń dniu dotrzeć do Tinehir Zasłużona kolacja smakowała jak nigdy a kemping wybrany przypadkiem nazwany został rajem…
Cały następny odcinek fotorelacji będzie o tym motocykliście. Piotr "Student" na typowo pustynnym sprzęcie, madmaxie
CDN.......................
Trasa była krótka, ale dość wymagająca, po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów w głębokim piachu w końcu, o zachodzie słońca rozbiliśmy obozowisko na wydmach. Nastał wieczór - niektórzy, nadal pełni energii i zapału śmigali po wydmach w czasie gdy inni z powodu braku coli, metodą prób i błędów, próbowali rozrobić ‘rudą’ z Pluszem…
Następnego dnia kontynuując naszą objazdówkę wokół wydm wróciliśmy do Hotelu Panorama. Szybki prysznic, obiad, pakowanie i ruszamy na azymut przez pustynię w kierunku Rissani a następnie Alnif gdzie uzupełniamy zapasy wody, robimy zakupy a następnie odjeżdżając jak najdalej od cywilizacji rozbijamy obóz wśród kamieni, tym razem mamy nocleg jak na księżycu. Wieczór upływa przyjemnie przy pierwszym i jedynym ognisku. Jajecznica ze zdobycznych i przywiezionych na motocyklu jaj smakuje wybornie – zbieramy siły na kolejny dzień, bo ten zapowiada się ciekawie…
Droga MH10 - wąskie szutrowo-kamieniste ścieżki wijące się kilometrami po bezludziach, godziny wspinania się coraz wyżej, setki zapierających dech widoków by w końcu, po pełnym niezapomnianych wrażeń dniu dotrzeć do Tinehir Zasłużona kolacja smakowała jak nigdy a kemping wybrany przypadkiem nazwany został rajem…
Cały następny odcinek fotorelacji będzie o tym motocykliście. Piotr "Student" na typowo pustynnym sprzęcie, madmaxie
CDN.......................
Re: Jemniom Maroko Ekpedyszyn kwiecień 2012 część trzecia
Prawie jak wielbłądKowal73 pisze:
Cały następny odcinek fotorelacji będzie o tym motocykliście. Piotr "Student" na typowo pustynnym sprzęcie, madmaxie
CDN.......................
Ride Eat Sleep - Repeat!